sobota, 26 września 2015

Rozdział trzeci.

Rozdział trzeci.
-Hej! A ty gdzie uciekasz? - usłyszałam męski znajomy głos.
-Aaron! To ty.
-No ja, a oczekiwałaś kogoś innego?
-Nie, po prostu nie poznałam twojego głosu.
-Idziemy się przejść?
-Emm...no okej.
-To chodźmy -powiedział z uśmiechem na ustach.
Ruszyliśmy w stronę rynku.
Rozmawiało mi się z nim jakbyśmy znali się od lat.
-To nieźle -śmiałam się z tego co wcześniej powiedział -ale mnie i tak nie pobijesz!
-A co takiego ty zrobiłaś?
-To było sześć lat temu, ostatnia sobota czerwca. Miał to być najważniejszy i najpiękniejszy dzień mojego życia. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i idealnie zaplanowane. No może pomimo jednego faktu...mianowicie stojąc przed ołtarzem uświadomiłam sobie, że nie kocham tego mężczyzny, który miał stać się zaraz moim mężem. No co mogłam zrobić? Wzięłam nogi za pas i uciekłam. Najlepsze były miny tych wszystkich gości! -zaczęłam się śmiać.
-Już wyobrażam sobie ciebie w białej sukni uciekającej z kościoła.
-Właśnie! Ślub!! -wykrzyczałam.
-ej, ej...nie znamy się jeszcze na tyle, aby wykonać taki odpowiedzialny krok.
-Głupku! Moja kuzynka ma ślub za tydzień, całkiem wyleciało mi z głowy...nie mam prezentu, sukienki i partnera. Wiem. Pójdziemy na zakupy, chodź -powiedziałam i chwyciłam go odruchowo za rękę.
Ruszyliśmy w stronę galerii handlowej. W głowie miałam totalną pustkę co mogłabym kupić. Dlatego też ruszyłam do pierwszego lepszego sklepu z nadzieją, że coś mnie zainspiruje. Pierwszy butik okazał się totalną porażką, z resztą kolejny też i kolejny tak samo. Totalnie bezradna i opadnięta z sił po dwóch godzinach usiadłam na ławce.
-Nie wiem, totalna klapa -powiedziałam.
-Zmachałem się -powiedział zmęczony Aaron.
-Mam większy problem...chociaż nie! -olśniło mnie -już mam.
-Ty idź ja sobie tu poczekam.
Nie zwracając na Amerykanina pobiegłam przed siebie.
Całkiem zapomniałam o tym sklepie. A przecież tu zawsze znajdywałam ubrania na odświętne okazje. Od razu po wejściu w oczy rzuciła mi się piękna sukienka z wystawy. Podeszłam do lady i poprosiłam ekspedientkę o pokazanie mi owej sukienki. Szanowny pan Russell chyba zmienił zdanie, bo zaraz był obok mnie.
-Znalazłaś coś? -zapytał chłopak.
-Tak. Ładna?
-No, no..
-Idę przymieżyć.
Ruszyłam w stronę przymieżalni. Tam wbiłam się w kieckę.
-I co? Może być? -zapytałam wychodząc nieśmiało.
-Wow -powiedział Aaron.
-Czyli może być -uśmiechnęłam się.
***
-Możesz mi wytłumaczyć gdzie ty byłaś?! -zapytał oburzony Artur.
-A co cię to obchodzi?
-Dużo mnie to obchodzi.
-Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy.
-Chcę się tylko dowiedzieć gdzie i z kim byłaś!
-Byłam w galerii.
-Z..?
-Aaronem.
-Przepraszam...z kim?!
-Głuchy jesteś? Z Aaronem.
-Ustaliśmy coś sobie. Miałaś się z nim nie zadawać!
-Nie będziesz kierował moim życiem -powiedziałam i odeszłam.
Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Tak właściwie to, dlaczego on daje mi taki zakaz zadawania się z nim? Jestem dorosła i wiem co robię. Mimo, że znam go jakoś specjalnie długo, trochę krócej niż Artur. Może to są tylko stereotypy. Napewno.
Całkiem zapomniałam o dzisiejszej wizycie u lekarza. Zaczęłam się szykować. Przebrałam się.
Zamówiłam taksówkę i wyszłam. 

***
Zrobili mi badania i wychodzi na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Ale wiadomo, liho nigdy nie śpi i nie ma co się przedwcześnie cieszyć.
Stwierdziłam, że wrócę na pieszo.
Spacer mi się przyda.
Co do tematu ślubu, to mam jeszcze jeden problem. Partner. Na Artura nie mam co liczyć, idzie do kolegi na urodziny.
A może tak by poprosić...hmm, będzie pewnie afera jak bym poprosiła Aarona. No, ale z drugiej strony sama nie pójdę. A gdyby nikt o tym nie wiedział? Wujka Stephana nie będzie. Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu.
-Halo - powiedziałam.
-Jesteś już po badaniach? -to był Artur.
-No jestem, a co?
-Pytam się tylko, jak wyszły?
-Dobrze, lekarz powiedział, że mój stan się poprawił i nie widzi póki co nic niepokojącego.
-To całe szczęście. Kiedy wrócisz? Musimy pogadać.
-Nie wiem - przewróciłam oczami.
-Cilla...
-Okej, daj mi pół godziny.
-Czekam, do zobaczenia.
-Cześć.
Oczywiste było to, że nie nie wrócę, bo on tak sobie życzy. Wiem o co mu chodzi. Pewnie o Aarona. Zadzwonię do niego i zapytam czy możemy się spotkać. Wybrałam jego numer, ale nic. Nie odebrał.
*Po meczu*
-Cześć Cilla! - usłyszałam dosyć znajomy mi głos.
Odwróciłam się i okazało się, że to Matthew.
-O hej - uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak tam?
-Dobrze...już o wiele lepiej niż ostatnio.
-To super. Słuchaj, może dałabyś się zaprosić na jakąś kawę?
-Wybacz, ale będę musiała ci odmówić.
-Oke,j rozumiem...-powiedział zawiedziony.
-Widziałeś gdzieś Aarona?
-Nie - powiedział lekko zazdrosny.
W tym momencie właśnie go zauważyłam.
-Aaron! - krzyknęłam.
-Tak? -odwrócił się.
-Yyy...- spanikowałam - już nic.
-No mów.
-Już nic, naprawdę.
-Niech ci będzie.
Uśmiechnęłam się i odeszłam.
Głupio mi tak było. Poproszę Artura, nie będzie miał wyjścia. A nawet gdyby nie, to pójdę sama. Wyszłam z obiektu. Zadzwoniłam po taksówkę. Wiedziałam, że trochę sobie poczekam. Nagle przed oczami przemknął miężczyzna. To on. To był on! Jakim cudem on już wyszedł?! Nie, to nie może być prawda...proszę. Tyle się przez niego nacierpieliśmy, ja i moi rodzice dwadzieścia lat temu.
Ja miałam wtedy zaledwie pięć lat, a moja siostra, której już z nami nie ma, piętnaście. To było dla nas, a zwłaszcza dla mnie takie trudne, zważając na to, że kilka dni potem zginęli moi rodzice. A siostra? Siostry nie było z nami już kilka dni wcześniej. I to wszystko prze tego bydlaka. Najpierw gnębił Camillę, potem wykorzystał i zamordował. Dostał zaledwie dwadzieścia pięć lat więzienia. Moim zdaniem powinien siedzieć tam całe życie i jeden dzień dłużej.
Camilla popadła wtedy w bardzo złe towarzystwo. Narkotyki, urzywki i alkohol. Tam właśnie poznała Igora. Rodzice tyle razy jej wmawiali aby nie zadawała się z nimi.To jednak nic nie dawało, ona była uparta. W sumie w naszej rodzinie każdy był uparty jak osioł. Potem pojawił się jego brat, ale to już dla mnie za ciężkie.
Nagle ktoś chwycił mnie za ramie.
Wystraszyłam się niezmiernie. Nerwowo się obruciłam, ale nikgo nie ujrzałam. Ktoś robił sobie żarty, czy co?
Nie myślałam nad tym długo, bo przyjechała taksówka.
***
Przyszedł dzień ślubu Jagody. Mojej najbliższej kuzynki. Ubrałam sukienkę kupioną tydzień wcześniej. 

Uczesałam.



I umalowałam. Tak przygotowana wyszłam, a przed domem czekał na mnie samochód. Jagoda zorganizowała mi transport. Z samochodu wyłonił się przystojny mężczyzna w garniturze.

-Dzień dobry, Pani Cilla? - zapytał.
-Tak.
-To zapraszam - otworzył mi drzwi i uśmiechnął się.
Wsiadłam do czarnego BMW.
Jechaliśmy w totalnej ciszy. Kiedy nagle tajemniczy mężczyzna ją przerwał.
-Jest pani kuzynką Jagody?
-Tak - ucięłam krótko.
-Ja jestem kuzynem jej przyszłego męża. Nazywam się Łukasz.
-Cilla, ale to już wiesz - uśmiechnęłam się.
-No tak, masz ciekawe imię. Skąd jesteś?
-Szwecji.
-I wszystko jasne - zaśmiał się.
Dojechaliśmy na miejsce w samą porę. Weszliśmy do kościoła i zajęliśmy miejsca. Ja z prawej - a on z lewej strony, i tak rozdzieliliśmy się.
*Po uroczystości kościelnej*
Pojechaliśmy na salę weselną. Tan odbyło się wszystko tradycyjnie i potem zaczęła się zabawa. Pierwszy taniec należał do pary młodej. Potem ja zostałam poproszona do tańca. Zrobiliśmy chwilę przerwy i zjedliśmy obiad. Chwila odpoczynku i zaproponowano nam pierwszą zabawę. Były to tak zwane oczepiny. Polega ona na tym, że wokół pani młodej ustawiają się dziewczyny stanu wolnego. Następnie pani młoda zdejmuje welon i za słoniętymi oczami rzuca go do tyłu. Kobiega, która pierwsza go złapie, zgodnie z tradycją w ciągu roku wyjdzie za mąż. Podobnie z panem młodym. Wokół niego ustawiają się kawalerzy. Pan młody na "oślep" wyrzuca do tyłu swoją muszkę, bądź krawat. Szczęśliwiec, który pierwszy złapie powyżej wymieniony przedmiot, będzie kolejnym panem do ożenku. Ale to nie koniec! Nowo wyznaczona Para Młoda musi:
Zatańczyć symboliczny taniec.
Pocałować się (czemu towarzyszą weselne okrzyki: gorzko!, gorzko!)
I zobowiązać się do posprzątania sali weselnej.
No to pierwsze ustawiły się panie i...BUM! Złapałam welon. Wybuchłam śmiechem, a goście zaczęli mi bić brawo.
Teraz przyszła kolej na panów. Ustawili się wokół Antoniego.
Muszka została rzucona i złapana przez...Łukasza! Jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
Najpierw przysięgliśmy, że posprzątamy salę.
Wspólny taniec. I na sam koniec został nam tylko pocałunek.
Muszę przyznać, że niezły ubaw miałam, chociaż niezaprzeczalnie pocałunek mi się podobał.
Po tym zagrali nam kilka piosenek, abyśmy mogli trochę potańczyć. Zatańczyłam z nowym mężem mojej kuzynki. A kilka kolejnych tańców z Łukaszem.
***
Była już godzina dwudziesta czwarta, a zabawa trwała w najlepsze. Wszyscy byli już kompletnie nawaleni, pomimo Pani Młodej, która była w ciąży i musiała odmówić sobie.
Ja też byłam już trochę dziabnięta.
Aż w końcu urwał mi się film.
*Rano*
Obudziłam się z okropnym kacem.
Nie miałam pojęcia jakim cudem znalazłam się w pokoju, ale mniejsza z tym. Wstałam, a na łóżku obok leżał Łukasz.
Trochę się wystraszyłam, bo w pierwszej chwili go nie poznałam. Kiedy już się skapnęłam, że to on, poszłam do łazienki. Ogarnęłam się. Potem postanowiłam obudzić Łukiego.
-Hej, kolego -powiedziałam, a on leniwie zaczął przecierać oczy.
-Już wstajemy? - powiedział śpiący.
-Ty wstajesz, ja już na nogach.
-Muszę?
-Musisz. No dalej.
-Już, już.
-Czekam na dole. Masz piętnaście minut.
-Rozkaz?
-Rozkaz.
-Ciężko z tobą - zaczął się śmiać.
-Piętnaście minut - powtórzyłam i wyszłam.
Zbiegłam na dół i tam na niego poczekałam.
*Kilka dni później*
Spotykam się regularnie z niedawno poznanym mężczyzną. Łukasz jest zupełnie inny od wszystkich. Opiekuńczy, kochany i troskliwy.
Zaraz mamy iść na spacer.
Miał mi coś ważnego do powiedzenia.
Zbiegłam na dół i ubrałam buty. Następnie wyszłam i po dziesięciu minutach byłam na umówionym miejscu.
-Hej - powiedziałam i przytuliłam go.
-No cześć.
-Gdzie idziemy?
-Może zostaniemy tutaj?
-Czemu nie, ładnie tu.
Staliśmy chwilę w cziszy.
-Co było takie ważne, że musieliśmy się spotkać?
Obrócił się w moją stronę i chwycił za ręce.
-Co ty kombinujesz?
Nie odpowiedział. Zbliżył się do mnie i pocałował.
Stałam kompletnie skołowana i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Rozumiem, możesz mi teraz zdzielić.
-Zaskoczyłeś mnie i to bardzo.
-Przepraszam, już od dawna mi się podobasz i to było silniejsze ode mnie.
-Nie przepraszaj - powiedziałam i wbiłam się w jego usta.
Staliśmy tak dłuższą chwilę.
-Możemy wracać? - zapytałam. 
-Oczywiście. 
Nie miałam kompletnie pojęcia, że to tak wszystko się potoczy. 
W głowie jednak cały czas siedział mi Aaron. Niby tyle się nie widzieliśmy, ale ja jednak cały czas miałam go w głowie i czułam ogromną tęsknotę. Powinnam wybić go sobie z głowy. I zająć się tym, co mam teraz. A teraz mam naprawdę dużo i jestem szczęśliwa. Więc nie warto jest to wszystko zaprzepaszczać, prawda? 











Witam Was wraz z trójeczką! ;D 
Trochę musieliście poczekać, ale szkoła to zło i jednym słowem brak czasu daje się we znaki.
Myślę, że warto było czekać.
Zaczyna się dziać. Nowy bohater dużo namiesza. 
I co tu więcej pisać...wszystkiego dowiecie się w kolejnych rozdziałach :) 
Przepraszam za jakiekolwiek błędy. 
Pozdrawiam serdecznie ^-^ 
Weronika ;)