Wreszcie przyjechała karetka. Wpakowali mnie do niej i
pojechaliśmy do szpitala. Cały czas był przy mnie Matt. Teraz pojechał do domu,
aczkolwiek powiedział, że przyjedzie. Na miejscu zrobili mi różne badania. Noga
okazała się złamana. Myślałam, że wszystko jest okej, ale lekarz stwierdził, że
coś go niepokoi i mam poczekać na wynik jeszcze jednych badań. Mężczyzna wrócił
po dwudziestu minutach z wynikiem.
Siedziałam jak wryta, tym co przed chwilą usłyszałam.
Zaprowadzili mnie na salę, na którą zaraz wparadował zdenerwowany Artur.
-Co się stało?
-Mam raka –powiedziałam ze łzami w oczach.
-Jak…jak to?
-Normalnie…wykryli u mnie jakiegoś guza na żołądku i okazało
się, że to nowotwór.
-Ale co teraz?
-Zostaję tu.
-Tu? W Ameryce?
-Tak. Póki co lekarz zalecił mi abym tu została. To tylko
przez pierwszy etap leczenia. Później mogę wrócić do Polski.
-Boże…-usiadł obok mnie na łóżku.
-Życie jest okrutne, teraz muszę żyć z tą świadomością, że
za jakiś czas pójdę w piach.
-Nie mów tak! Musisz walczyć.
-Nie ma sensu, nowotwór to choroba wykańczająca do końca.
-Lekarz nie powiedział ci czy to nowotwór łagodny czy
złośliwy?
-Nie, chociaż to zmienia całkowicie postać rzeczy.
-Zapytać go?
-Poszedł już i będzie jutro przed południem.
-Przynieść ci coś?
-A mógłbyś?
-Jasne!
Wytłumaczyłam mu co ma mi przynieść i gdzie to znajdzie.
Potem wyszedł, a ja zostałam sama gryząc się z myślami.
Lecz po chwili na salę wszedł kolejny gość.
-I co z nogą?
-Złamana.
-Wychodzi pani dzisiaj?
-Nie.
-Zostawili cię na obserwację?
-Tak.
-Okej, to ja będę lecieć. Dowidzenia.
-Dowidzenia.
Chłopak wyszedł.
Nie chciałam mu mówić o moich problemach, bo po co?
Szczerze mówiąc to na samym początku go skreśliłam.
Wiem jaki jest. Najpierw dziwnym trafem spotyka dziewczynę.
Potem rozkochują w sobie. Są tacy kochani i uroczy, do czasu gdy wykorzystują
kobietę i na koniec zostawiają. Już nie raz dałam się na takie coś zrobić i
powiedziałam sobie, że więcej takiego błędu nie popełnię.
*Jutro*
Obudziłam się wcześnie, bo już o siódmej. Pielęgniarka
przyniosła mi leki i śniadanie. Następnie poszłam do łazienki się odświeżyć.
Tam przebrałam się.
Potem wróciłam do pokoju.
Tam zastałam coś czego nikt się chyba nie spodziewał. Na
stoliku czekał na mnie ogromny bukiet kwiatów i…dwóch panów.
-Co wy tutaj robicie?
-Przyszliśmy do ciebie –oznajmił jeden z nich.
-Ten bukiet to…?
-Jest dla ciebie.
-Z jakiej okazji?
-Na przeprosiny, za ten wczorajszy incydent.
-Dzięki –wydusiłam.
-Nie przedstawiłem się wczoraj, jestem Matthew, a to
–wskazał na chłopaka –Aaron.
-Cilla.
-Ładnie, szwedka?
-Otóż to.
-Wychodzisz dzisiaj?
-Dzisiaj? Nie.
-Potrzebujesz czegoś?
-Nie.
-To my będziemy lecieć na trening. Cześć –powiedział Matt.
-Cześć.
Wyszli.
Jeszcze ich mi tutaj brakowało. Nie mam ochoty nikogo
oglądać, a co dopiero ich.
Pozostała jeszcze jedna kwestia. Moja praca. Będę musiała to
załatwić z szefem. Jakoś się z nim dogadam.
*dwa tygodnie później*
Jestem już w Polsce. Leczenia przebiega pomyślnie. Wszystko
jest dobrze, cieszę się najbardziej z faktu, że jak na razie uniknęłam chemii
i, że mam szanse na dalsze życie. Teraz czekają nas dwa mecze w Krakowie, a
później najprawdopodobniej Rio!
Teraz zaczęłam się przygotowywać na mecz. Pomalowałam się, włosy
rozpuściłam i ubrałam.
Stwierdziłam, że aby uniknąć korków muszę wcześniej
wyjechać. Tak też zrobiłam.
Moja intuicja mnie nie zmyliła i nie stałam długo na
światłach.
Weszłam na salę, na którą zaczynały powoli znosić tłumy.
Ja zasiadłam na moim miejscu, które załatwił mi wujek.
Do rozpoczęcia zostało mi jeszcze trochę czasu.
Oglądałam jak trenują Amerykanie, bo to akurat ich miałam
przed sobą.
Musiałam przyznać, że niezłe z nich śmieszki.
Zauważył mnie Aaron. Pomachał, ale ja udałam, że nie
zauważyłam.
Starałam się przestrzegać tego zakazu jakiegokolwiek
kontaktu z nim. Nadal nie wiem dlaczego karzą mi go unikać, ale jakoś nie
specjalnie mnie to obchodzi. Ostatni raz rozmawiałam z nim w szpitalu, a o tym,
że mam raka to nie wiedzą nadal. Mało osób o tym wie. I dobrze, nie chcę aby
wszyscy o tym plotkowali.
*Po meczu*
Tym razem po długiej i męczącej walce, Polsce udało się
pokonać Amerykanów. Kiedy wychodziłam ktoś chwycił mnie za rękę.
-Tym razem mi nie uciekniesz księżniczko –usłyszałam jego
głos.
-Puść mnie! –powiedziałam oburzona.
-Dasz się zaprosić na jakiś spacer?
-Nie?
-Dlaczego?
-Bo nie.
-No proszę cię, chodź.
-Rozumiesz znaczenie słowa ”nie”?
-Nie daj się prosić.
-Okej, ale jeżeli usłyszę twoje durne teksty to ulotnię się
szybciej…
-Obiecuję, z ręką na sercu –przerwał mi –że ich ode mnie nie
usłyszysz.
-Dobra, to leć się przebierać, a ja czekam przed wejściem.
On poszedł do szatni, a ja do wyjścia.
Ogólnie to miałam ochotę sobie pójść, ale nie chciałam być
aż taka chamska. Zdziwiłam się, że on tak ryzykuje, bo jednak po meczu ma obowiązek
wraz z drużyną wrócić do hotelu, a jeżeli trener się dowie, że mu się spacerków
zachciało, to może być nieciekawie. Ale to już jego problem i może na
przyszłość będzie miał nauczkę. Nie czekałam na niego długo.
-Jesteś –zdziwił się.
-No, chyba mieliśmy iść na spacer, nie?
-Szczerze to myślałem, że uciekniesz.
-Miałam taki zamiar, ale stwierdziłam, że nie zrobię tego.
-Jednak nie jesteś taką zołzą.
-Idziemy czy będziemy tu sterczeć?
-Idziemy.
Poszliśmy w stronę miasta. Ja znałam Kraków jak własną
kieszeń, bo gdyby nie było spędziłam tu pięć lat, kiedy studiowałam.
-Muszę się o to zapytać –powiedział Aaron.
-No?
-Unikasz nas, prawda?
-Nie.
-Widzę przecież!
-Może trochę…słyszałam dużo złego szczególnie o tobie.
-O mnie?
-Ta.
-Ale chyba w to nie wierzysz?
-Możemy znaleźć sobie inny temat? –zapytałam lekko
zakłopotana.
-Yhym.
Jakoś dziwnym sposobem rozmowa zaczęła się później kleić,
opowiedział mi trochę o sobie. Pośmialiśmy się i spacer zdecydowanie się nam
udał. Nie wiem dlaczego wszyscy mnie przed nim ostrzegali, przecież to naprawdę
spoko chłopak.
Potem kulturalnie odprowadził mnie do hotelu.
-Dzięki za spacer –powiedziałam.
-Ja dziękuję, że dałaś się na niego wyciągnąć.
Posłałam mu uśmiech.
-Nie widziałem twojego ślicznego uśmiechu od tego zajścia w
kawiarni.
-O masakra –zaśmiałam się.
-To kiedy powtórka?
-No nie wiem, zobaczymy.
-Ja lecę, bo trener jak się dowie to mi głowę urwie.
-Okej, to hej –przytuliłam go.
-Cześć –powiedział zadowolony.
Odwróciłam się i odeszłam.
Wróciłam do pokoju. Potem wzięłam prysznic i przebrałam się
w piżamę.
Położyłam się do łóżka i słuchając piosenek zasnęłam.
Heja! Na rozdział drugi musieliście trochę poczekać, ale mam nadzieję, że było warto :) Sprawy się skomplikowały co do zdrowia naszej bohaterki. Poznała też kogoś nowego ;) Co do następnego rozdziału to powinien pojawić się we wrześniu, bo teraz szkoła się zacznie i to po prostu jedna wielka masakra! Także do następnego ;3
Buziaczki, Weronika :*